niedziela, 24 marca 2013

23 24 marca 2013 punkty oporu


W sobotę 23 marca umówiliśmy się z Tatą o godzinie 11 pod leśniczówką w Rembertowie, skąd mieliśmy wyruszyć na poligon celem odszukania kolejnych punktów oporu których nie zdążyliśmy zwiedzić poprzednio.
Dzień był śliczny, całe popołudnie oraz wieczór słonce świeciło na bezchmurnym niebie.
Obraliśmy kierunek na pierwszy punkt oporu. Idąc drogą zobaczyliśmy małą sarenkę która przebiegła ją w poprzek kilkadziesiąt metrów przed nami. Po chwili pojawiła się kolejna, która spokojnym krokiem przeszła sobie drogę i dała się sfotografować. Wkrótce doszliśmy do pierwszego punktu oporu i po obfotografowaniu, udaliśmy się w dalszą drogę. Idąc w kierunku kolejnych zapomnianych fortyfikacji wypatrzyłem spore stado saren, które niestety zauważyły także i nas uciekając w las. Kierując się na kolejne fortyfikacje kompasem i mapą musieliśmy pokonywać częstokroć dość trudny teren. Zazwyczaj był gęsto porośnięty poszyciem i kolczastymi krzewami, czasem był podmokły czy wręcz zalany. Niestety większe mrozy przyszły już po opadach śniegu i woda nie zawsze była zamarznięta. Część znajdowała się na górkach, część była wykopana w ziemi i najczęściej prowadziły do nich liczne okopy. Kilka punktów ziemnych jest naprawdę dużych z licznymi nasypami i stanowiskami strzeleckimi.
Ponieważ wyruszyliśmy dość późno, szybko nadeszła konieczność znalezienia dobrego miejsca na nocleg.  Tym razem wybraliśmy na miejsce noclegu piaskowa polanę w pewnej odległości od bagna. Był to strzał w dziesiątkę, ale o tym później. W pierwszej kolejności, korzystając jeszcze z dziennego światła, rozstawiliśmy pałatki i przygotowaliśmy drzewo na opał, którego w miejscu noclegu znajdowało się bardzo dużo. Ponieważ, jak wcześniej wspomniałem, była to wyniesiona piaszczysta polana, drewno było pierwszorzędnej jakości – zdrowe i suche. Tata zajął się rozpaleniem ogniska, ja w tym czasie przygotowywaniem strawy, którą także tym razem było lecho. Około godziny 18 kolacja stała już na ogniu, a my popijaliśmy herbatkę. Po zjedzeniu kolacji wygrzewaliśmy się przy ognisku, gdyż temperatura z racji bezchmurnego nieba zaczęła dość szybko spadać. O zmroku wynosiła ok -10 stopni, by po dwóch godzinach spaść do około -14. Gdy udawaliśmy się na spoczynek ok. godz. 22 temperatura spadła do -18 stopni. Niestety zamarzły też baterie i nie udało się już tego udokumentować. Przy tak szybko postępującym spadku obawialiśmy się, że nad ranem mróz może dojść do - 25 stopni, a z taka temperaturą trzeba się już poważnie liczyć.
Tata położył się spać w swoim „modularnym śpiworze” i było mu dość ciepło. Ja mój śpiwór okryłem polarowym kocem, a same stopy dodatkowo wojskową kurtką. By zapewnić sobie pewien „komfort” dogrzewaliśmy się radzieckimi, benzynowymi grzałkami, które grzały całkiem dobrze.
Temperatura pod płótnem podczas najsilniejszego mrozu wynosiła ok -7stopni, lecz później  podniosła się, gdyż w nocy zaszła gwałtowna zmiana pogody. Wraz z wiejącym wiatrem, temperatura zaczęła szybko wzrastać i o brzasku oscylowała w okolicy 0 stopni. Niestety z racji dużego zachmurzenia i wiatru zrobiło się nieprzyjemnie. Na szczęście rankiem niebo było znowu błękitne i pojawiło się słońce nagrzewając płótno pałatek do tego stopnia, że spało się bardzo przyjemnie.
Późnym rankiem, bez pośpiechu, zjedliśmy gorące śniadanie i powoli zaczęliśmy zwijać obóz. Ruszyliśmy w drogę powrotną do domu, mając w planie odszukanie jeszcze jednego schronu. W czasie marszu drogę przebiegły nam śliczne dwa rude lisy. Niedaleko od tego miejsca zrobiliśmy postój, by pokrzepić się gorącą herbatą. Na tę wycieczkę, żeby nie tracić cennego czasu na  rozpalanie ognia, zabraliśmy benzynowego „Trzmiela”. Tak więc już po chwili mieliśmy do dyspozycji wrzątek i pyszny napój. Nie zbaczając z drogi widzieliśmy kolejne linie umocnień, którymi dosłownie zryty jest cały las. Po pewnym czasie dotarliśmy do Mokrego Ługu gdzie się rozstaliśmy. Dziękuję Tacie za wyprawę, było naprawdę fajnie.


















czmiel




                                                    w trakcie robienia kolacji



                                                                 termometr -18 stopni





                                                                     poranny lacho's




                                                                      i wreszcie jemy


                                                             zwijanie oboziowiska


                                                                  namiary na punkt oporu
                                                               i pozniejsza herbatka


                                                          kolejna herbatka.. bo zimno



                                                                                dzięcioł














                                                                jakiś budynek... i kolejny..


                                                           magazynek..



 PUNKTY OPORU PONIŻEJ





























 poniżej zdjęcia mojego taty