Spotkaliśmy się o godzinie 11 w standardowym miejscu czyli pod Leśniczówką.
Wyruszyliśmy w stronę schronu dobrze znanego warszawskiej ekipie „Reconnet”.
Rozbiliśmy się na górce nieopodal reconnówki. Tym razem nie chodziliśmy
nigdzie dalej, gdyż dokuczała mi noga, która do niedawna jeszcze była w
gipsie. Po rozbiciu obozu, wypiliśmy po herbacie i powoli zaczęliśmy
przygotowywać jedzenie, grochówkę oraz mortadelę z cebulką. Po kolacji
wypiliśmy po kubeczku gorącego kakao zrobionego na bazie mleka w tubce.
Około godziny osiemnastej przyszła pora na herbatę, po niej tata zaszył się
w spiworze by, jak to określił, w komforcie poczytać książkę. My z bratem
pogadaliśmy jeszcze trochę po czym też poszliśmy spać. Ja z tatą spaliśmy
pod pałatkami, a brat w norce Carinthii. Noc była mglista i deszczowa,
prawie całą noc padał mokry śnieg z deszczem. Tata przebudził się w nocy
dwukrotnie przy okazji sprawdzając czy nas nie podmyło, gdyż pałatki nie
były okopane. Jednak luźny grunt i gruba ściółka ładnie chłonęły wodę. Spało
się doskonale na tyle, że obudziliśmy się dopiero po godzinie dziewiątej.
Wisząca wilgoć i chłód nie zachęcały do wyjścia ze śpiworów. Przed
śniadaniem wypiliśmy po herbacie i kawie na przebudzenie.
Później poszliśmy z bratem obejrzeć ziemiankę zrobioną przez airsoftowców,
po czym wróciliśmy do obozu. Po jakichś dwóch, trzech godzinach zaczęliśmy
zwija obóz. Gdy już uporaliśmy się ze złożeniem wszystkiego, ruszyliśmy
drogę powrotną, bo powoli zaczął zachodzi zmrok. Brat postanowił że
pójdziemy jeszcze do dobrze nam znanej siedziby dowodzenia co wymagało
nadłożenia nieco drogi. Gdy spenetrowaliśmy już prawie cała siedzibę
ruszyliśmy w dalszą drogę powrotną w stronę pętli autobusowej. Wypad uważam
za bardzo udany mimo że bardziej biesiadny niż niż eksploracyjny, jednakże
bardzo sympatycznie spędzony.
Wyruszyliśmy w stronę schronu dobrze znanego warszawskiej ekipie „Reconnet”.
Rozbiliśmy się na górce nieopodal reconnówki. Tym razem nie chodziliśmy
nigdzie dalej, gdyż dokuczała mi noga, która do niedawna jeszcze była w
gipsie. Po rozbiciu obozu, wypiliśmy po herbacie i powoli zaczęliśmy
przygotowywać jedzenie, grochówkę oraz mortadelę z cebulką. Po kolacji
wypiliśmy po kubeczku gorącego kakao zrobionego na bazie mleka w tubce.
Około godziny osiemnastej przyszła pora na herbatę, po niej tata zaszył się
w spiworze by, jak to określił, w komforcie poczytać książkę. My z bratem
pogadaliśmy jeszcze trochę po czym też poszliśmy spać. Ja z tatą spaliśmy
pod pałatkami, a brat w norce Carinthii. Noc była mglista i deszczowa,
prawie całą noc padał mokry śnieg z deszczem. Tata przebudził się w nocy
dwukrotnie przy okazji sprawdzając czy nas nie podmyło, gdyż pałatki nie
były okopane. Jednak luźny grunt i gruba ściółka ładnie chłonęły wodę. Spało
się doskonale na tyle, że obudziliśmy się dopiero po godzinie dziewiątej.
Wisząca wilgoć i chłód nie zachęcały do wyjścia ze śpiworów. Przed
śniadaniem wypiliśmy po herbacie i kawie na przebudzenie.
Później poszliśmy z bratem obejrzeć ziemiankę zrobioną przez airsoftowców,
po czym wróciliśmy do obozu. Po jakichś dwóch, trzech godzinach zaczęliśmy
zwija obóz. Gdy już uporaliśmy się ze złożeniem wszystkiego, ruszyliśmy
drogę powrotną, bo powoli zaczął zachodzi zmrok. Brat postanowił że
pójdziemy jeszcze do dobrze nam znanej siedziby dowodzenia co wymagało
nadłożenia nieco drogi. Gdy spenetrowaliśmy już prawie cała siedzibę
ruszyliśmy w dalszą drogę powrotną w stronę pętli autobusowej. Wypad uważam
za bardzo udany mimo że bardziej biesiadny niż niż eksploracyjny, jednakże
bardzo sympatycznie spędzony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz