Wyruszyliśmy przed 11.00 spod leśniczówki w Rembertowie.
Od samego początku wypadu towarzyszył nam pies przybłęda
rasy Digl.Tata wynalazł piaszczystą górę jako cel bytu, tak więc szliśmy w
stronę wyznaczonego miejsca we trzech wraz z naszym czworonożnym kompanem który
żwawo dotrzymywał nam kroku. Gdy skęciliśmy w stronę miejsc wyznaczonego jako
nocleg napotkaliśmy dość długi zabłocony odcinek drogi który bez najmniejszych
przeszkód pokonał tylko pies który ochoczo ,taplał się w większości napotkanych
kałuż oraz wilgotnych miejsc .Po drodze koło jednej z ambon po krótkim postoju
dla psa który zażywał kąpieli, napotkaliśmy mało kalibrowy pocisk ,widywaliśmy już
wcześniej kilkukrotnie takie podczas naszych wypadów. Idąc dalej w stronę miejsca
noclegowego napotkaliśmy kolejny identyczny. się o kilkaset metrów gdzie rozbiliśmy obóz. Szczególną
uwagę zwróci trzeba na fakt że jakieś 100m od obozu znajdowała się potężna
linia okopów których znaleźliśmy kilka dziwacznych rur z gwintami zewnętrznymi oraz
wewnętrznymi. Były to rury od mozdzierzów . Po pewnym czasie rozbiliśmy nasze
obozowisko ,składające się ze zmodyfikowanej pałatki oraz dwóch norek firmy
carinthia. Później przyszedł czas na obiad na który zjedliśmy zupę grochową
oraz wypiliśmy po kubku kako..Po pewnym czasie zwiedziłem jeszcze teren gdzie
odkryłem kości łosia, niestety okazało się że wraz z przyjściem wiosny nasiliły
się wychodzące głodne kleszcze. Które chodziły po tacie i psie. Pogawędziliśmy
do jakieś godziny 22.00 po czym poszliśmy spać . Pies ochoczo położył się pod pałatkę
wraz z moim bratem .I tak też poszli spać, w nocy nadeszła mgła ,okazało się jednak
że pod norką jest mi stosunkowo ciepło,i
rozpiąłem śpiwór, po czym przysnąłem ,Obudziłem się rano wraz z chłodem który czułem
przez śpiwór,gdy powoli zaczęło się rozjaśniać.
Pobudka chwilę po8 po czym zaczęło się krzątanie przy kuchni,
na śniadanie kiełbasa z wody wraz z musztardą,oraz konserwa którą zjadł
brat,pies również skorzystał który zjadł kawałek kiełbasy. Później wypiliśmy po
kakao,po czym zaczęliśmy się zbierając. Po spakowaniu wypiliśmy jeszcze po
kakao i ruszyliśmy drogę powrotną, na jendym z postojów czekając na zagotowanie
wody na herbatę poszedłem głębokim okopem patrząc gdzie mnie doprowadzi,oczywiście
poszedł ze mną czworonożny.Okop
doprowadził mnie do schronu –ziemianki który wykończony był blachą falistą.Po
drodzę znalazłem odłamki pocisku oraz kilka bliżej niezidentyfikowanych metalowych
elementów.W momencie gdy wchodziłem na ziemiankę pies wystraszył 5dzików które
leżały jakieś 100m od ziemianki. Dwa dorosłe dziki oraz trzy warchlaki, na całe
szczęście nie pobiegły moją stronę, niestety pies pogonił za nimi po czym po
chwili wrócił. Ruszyliśmy więc we dwóch na miejsce postoju wraz ze znaleziskami
,Po zjedzeniu zaprowadziłem tatę do ziemianki gdzie po drodze znaleźliśmy kilka
łusek oraz wystrzelony już pocisków długich oraz pistoletowych. Po
obfotografowaniu zaprowadziłem tatę do ziemianki.W drodze powrotnej natknąłem
się na taka samą rurę nagwintowaną jak we wcześniejszych okopach,oraz po krótkiej
chwili na rozerwany pocisk bardzo dużego kalibru który był już pozbawiony cech bojowych. Wróciliśmy
na miejsce gdzie brat został z plecakami po czym po krótkim czasie spakowaliśmy graty i ruszyliśmy w dalszą
drogę..Po jakichś 2km zrobiliśmy sobie ostatni postój na herbatę,niestety
miejsce było pechowe ponieważ znów odkryliśmy kleszcza który chodził po
ubraniach. Pies skorzystał z chwili przerwy i położył się spać, my
wypiliśmy po herbacie po czym ruszyliśmy
w ostatni odcinek drogi. Odstawiliśmy psa do
właścicielki,po czym rozeszliśmy się do domów.Kolejny bardzo udany ,chodź
tym razem bardziej niebezpieczny ze względu na dziki i kleszcze wypad który
jednak będę wspominał bardzo przyjemnie ze względu na kompanów dziki oraz
znaleziska.
Poniżej kilka fotek z wypadu.
no i widzę kolejny fajny wypad odbyłeś.
OdpowiedzUsuń