poniedziałek, 14 kwietnia 2014

22-23 marca 214 Rembertów

Wyruszyliśmy przed 11.00 spod leśniczówki w Rembertowie.
Od samego początku wypadu towarzyszył nam pies przybłęda rasy Digl.Tata wynalazł piaszczystą górę jako cel bytu, tak więc szliśmy w stronę wyznaczonego miejsca we trzech wraz z naszym czworonożnym kompanem który żwawo dotrzymywał nam kroku. Gdy skęciliśmy w stronę miejsc wyznaczonego jako nocleg napotkaliśmy dość długi zabłocony odcinek drogi który bez najmniejszych przeszkód pokonał tylko pies który ochoczo ,taplał się w większości napotkanych kałuż oraz wilgotnych miejsc .Po drodze koło jednej z ambon po krótkim postoju dla psa który zażywał kąpieli, napotkaliśmy mało kalibrowy pocisk ,widywaliśmy już wcześniej kilkukrotnie takie podczas naszych wypadów. Idąc dalej w stronę miejsca noclegowego napotkaliśmy kolejny identyczny.  się o kilkaset metrów gdzie rozbiliśmy obóz. Szczególną uwagę zwróci trzeba na fakt że jakieś 100m od obozu znajdowała się potężna linia okopów których znaleźliśmy kilka dziwacznych rur z gwintami zewnętrznymi oraz wewnętrznymi. Były to rury od mozdzierzów . Po pewnym czasie rozbiliśmy nasze obozowisko ,składające się ze zmodyfikowanej pałatki oraz dwóch norek firmy carinthia. Później przyszedł czas na obiad na który zjedliśmy zupę grochową oraz wypiliśmy po kubku kako..Po pewnym czasie zwiedziłem jeszcze teren gdzie odkryłem kości łosia, niestety okazało się że wraz z przyjściem wiosny nasiliły się wychodzące głodne kleszcze. Które chodziły po tacie i psie. Pogawędziliśmy do jakieś godziny 22.00 po czym poszliśmy spać . Pies ochoczo położył się pod pałatkę wraz z moim bratem .I tak też poszli spać, w nocy nadeszła mgła ,okazało się jednak że  pod norką jest mi stosunkowo ciepło,i rozpiąłem śpiwór, po czym przysnąłem ,Obudziłem się rano wraz z chłodem który czułem przez śpiwór,gdy powoli zaczęło się rozjaśniać.


Pobudka chwilę po8 po czym zaczęło się krzątanie przy kuchni, na śniadanie kiełbasa z wody wraz z musztardą,oraz konserwa którą zjadł brat,pies również skorzystał który zjadł kawałek kiełbasy. Później wypiliśmy po kakao,po czym zaczęliśmy się zbierając. Po spakowaniu wypiliśmy jeszcze po kakao i ruszyliśmy drogę powrotną, na jendym z postojów czekając na zagotowanie wody na herbatę poszedłem głębokim okopem patrząc gdzie mnie doprowadzi,oczywiście  poszedł ze mną czworonożny.Okop doprowadził mnie do schronu –ziemianki który wykończony był blachą falistą.Po drodzę znalazłem odłamki pocisku oraz kilka bliżej niezidentyfikowanych metalowych elementów.W momencie gdy wchodziłem na ziemiankę pies wystraszył 5dzików które leżały jakieś 100m od ziemianki. Dwa dorosłe dziki oraz trzy warchlaki, na całe szczęście nie pobiegły moją stronę, niestety pies pogonił za nimi po czym po chwili wrócił. Ruszyliśmy więc we dwóch na miejsce postoju wraz ze znaleziskami ,Po zjedzeniu zaprowadziłem tatę do ziemianki gdzie po drodze znaleźliśmy kilka łusek oraz wystrzelony już pocisków długich oraz pistoletowych. Po obfotografowaniu zaprowadziłem tatę do ziemianki.W drodze powrotnej natknąłem się na taka samą rurę nagwintowaną jak we wcześniejszych okopach,oraz po krótkiej chwili na rozerwany pocisk bardzo dużego kalibru  który był już pozbawiony cech bojowych. Wróciliśmy na miejsce gdzie brat został z plecakami po czym po krótkim czasie  spakowaliśmy graty i ruszyliśmy w dalszą drogę..Po jakichś 2km zrobiliśmy sobie ostatni postój na herbatę,niestety miejsce było pechowe ponieważ znów odkryliśmy kleszcza który chodził po ubraniach. Pies skorzystał z chwili przerwy i położył się spać, my wypiliśmy  po herbacie po czym ruszyliśmy w ostatni odcinek drogi. Odstawiliśmy psa do  właścicielki,po czym rozeszliśmy się do domów.Kolejny bardzo udany ,chodź tym razem bardziej niebezpieczny ze względu na dziki i kleszcze wypad który jednak będę wspominał bardzo przyjemnie ze względu na kompanów dziki oraz znaleziska.
Poniżej kilka fotek z  wypadu.